Historia komputerów i drukarek w Polsce – pierwszy wywiad DrTusza
Komputeryzacja Polski przebiegała w dość trudnych warunkach. Mimo to w czasach PRL-u w Polsce powstawały tzw. ośrodki obliczeniowe, a ich pracownicy przechodzili długie szkolenia z obsługi ówczesnych “Elektronicznych Maszyn Cyfrowych” oraz drukarek. Sławomir Kuć aktywnie uczestniczył w tym procesie. W pierwszym wywiadzie na łamach mojego blogu dzieli się swoimi wspomnieniami i historiami z komputerowej prehistorii.
Historia komputerów i drukarek w Polsce – Sławomir Kuć opowiada
DrTusz: Można powiedzieć, że jest Pan naocznym świadkiem procesu informatyzacji Polski. Kiedy rozpoczął Pan swoją zawodową przygodę? Opowie Pan o kulisach swojej pracy?
Sławomir Kuć: Moje pierwsze spotkanie z komputerami miało miejsce w 1973 roku. Zostałem przyjęty do pracy w ośrodku obliczeniowym w Warszawie. Aktywnie uczestniczyłem w budowie tej placówki. Zostałem przyjęty na stanowisko konserwatora Elektronicznej Maszyny Cyfrowej, gdyż tak wówczas często określano komputery. Na początku byłem jedynym elektronikiem z praktyką ogólno-elektroniczną
DrTusz: Na jakich komputerze Pan wówczas pracował?
Sławomir Kuć: Do moich obowiązków należała obsługa komputera radzieckiej konstrukcji – Mińsk 32. Jako ciekawostkę dodam, że posiadał on „aż” 32 kB pamięci operacyjnej. Na szkolenie z obsługi technicznej tego komputera wysłano mnie do Mińska, gdzie mieściły się zakłady produkcyjne im. Ordżonidze.
Zajęcia trwały prawie trzy miesiące i każdy z konserwatorów uczył się tylko danego fragmentu EMC. Ja uczyłem się arytmometru, czyli części obliczeniowej maszyny oraz kanałów – tej części jednostki centralnej odpowiadającej za komunikację między jednostką a urządzeniami peryferyjnymi, jak np.: drukarka, czytnik i perforator kart.
Wspomniane karty perforowane były podstawowym nośnikiem do wprowadzania danych do EMC. Komunikacja pomiędzy EMC a operatorem odbywała się za pomocą czeskiej maszyny do pisania CONSUL. Jako pamięci masowe używane były taśmy na szpulach. Taka taśma, określana „przewijakiem”, miała szerokość ½ cala. Zestaw składał się z 5 sztuk.
DrTusz: Budowa ówczesnych komputerów owszem różniła się od tych, które znamy dzisiaj?
Sławomir Kuć: I to bardzo. Cała EMC była zbudowana na tranzystorach i składała się z typowych płytek drukowanych zwanych ZIPami. Takie same płytki były spotykane w różnych urządzeniach EMC. Oczywiście było wiele płytek, które występowały pojedynczo w całym zestawie. Te, które były powtarzalne, znajdowały się również w zestawie części naprawczych. Tak. To nie pomyłka. Do komputera dodawano zestaw naprawczy.
Wówczas też po raz pierwszy zetknąłem się z drukarką bębnową, również produkcji radzieckiej. Niewiele mogę powiedzieć o tym sprzęcie, gdyż w tamtym okresie nie ja się nią zajmowałem. Oczywiście każdy z konserwatorów starał się nauczyć także innych specjalności. Ja np. nieźle opanowałem obsługę i naprawę pamięci taśmowych. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy zetknąłem ze śrubami ampolowymi, zwanymi dzisiaj imbusowymi.
Jak wyglądała eksploatacja takiego Mińska 32?
Sławomir Kuć: Maszyna była dosyć awaryjna i praktycznie nie mieliśmy dnia bez problemów. Ponieważ pracowaliśmy na trzy zmiany, z trudem znajdowaliśmy czas na naprawy. Pamiętam jak kiedyś padła nam druga pamięć taśmowa i zostały tylko trzy czynne. Nie mieliśmy wyjścia i wraz z kolegą rozebraliśmy jedną sztukę prawie na czynniki pierwsze. Oczywiście złożyliśmy ją z powrotem. Operacja zajęła nam całą noc, ale zakończyła się sukcesem. Po tej operacji przewijak nie miał przed nami żadnych tajemnic. Podczas następnego dyżuru nocnego naprawiliśmy następny przewijak, co zajęło nam już tylko 3 godziny.
DrTusz: Można zatem powiedzieć, że „praktyka czyni mistrza”…
Sławomir Kuć: Zgadzam się. Kierownictwo ośrodka doceniło naszą pracę, przyznając godziwe nagrody. Po kilku miesiącach pracy nabraliśmy takiego doświadczenia, że mogliśmy wprowadzić z kolegą kilka usprawnień technicznych.
Nasze zmiany przykuły uwagę producenta. Delegacja z Mińska odwiedziła nas po zakończeniu okresu gwarancyjnego EMC. Zadziwiło ich, że przez cały rok nie wzywaliśmy radzieckich inżynierów do usunięcia trudnych awarii. Tylko jeden raz wezwaliśmy ekipę z fabryki. Serwis dotyczył jednak innej maszyny, a usługa polegała na wymianie dwóch rdzeni pamięci operacyjnej. Doświadczona montażystka wykonała zadanie w 3 dni robocze. Dziś ten czas może dziwić, ale mówimy o zupełnie innej epoce.
DrTusz: Miał Pan również do czynienia z pierwszymi drukarkami. Co to za modele?
Sławomir Kuć: Miałem do czynienia z dwiema drukarkami. O pierwszej – produkcji radzieckiej – napisałem powyżej. Z kolejnymi EMC w mojej karierze pracowały drukarki MERA Błonie. Nosiły one oznaczenie EC 7032 i stanowiły dosyć nowoczesne drukarki jak na owe czasy. MERA Błonie EC 7032 to drukarka bębnowa, której bęben obracał się z szybkością 128 obrotów, gdyż na bębnie znajdowało się 128 znaków literowych i interpunkcyjnych. Skalibrowanie drukarki tak, aby druk był równy i czytelny wymagało bardzo precyzyjnego ustawienia.
Wtedy w Polsce pracowało zaledwie kilku konserwatorów potrafiących właściwie ustawić drukarkę. Oczywiście mam na myśli specjalistów zatrudnionych w ośrodkach obliczeniowych. Swój własny, doskonały zespół zatrudniały zakłady MERA Błonie. Miałem kiedyś okazję obserwować jego pracę. Podejrzałem kilka sztuczek, a później sam zacząłem je stosować.
DrTusz: Dziś drukarki wykorzystują tusze i tonery. Przed laty materiały eksploatacyjne chyba się różniły od tych, które znamy dziś?
Sławomir Kuć: Do wykonywania wydruków stosowano papier jednokrotny i wielowarstwowy. Była to tzw. składanka, używana potem przy drukarkach igłowych. Zapewne wielu użytkowników późniejszych komputerów PC spotkało się z tego rodzaju papierem.
W drukarkach bębnowych, jakie były wtedy używane, do bębna przylegała owa „składanka”, a następnie taśma barwiąca o szerokości bębna. Jedna rolka takiej taśmy wystarczała w zależności od stopnia wykorzystania drukarki na dwa lub trzy dni. Wymiana taśmy zajmowała około godziny, gdyż wiązała się z czyszczeniem bębna z pyłu papierowego.
Za taśmą barwiącą znajdowało się w jednym rzędzie 128 młotków, które uderzały w taśmę barwiącą a przez nią w papier i odpowiednią literę, która w tym momencie znajdowała się na bębnie. Cała sztuka polegała na tym, aby w momencie uderzenia młoteczka znajdowała się na bębnie pożądana litera lub znak. Ustawienie tej całej machiny oraz jej synchronizacja stanowiła nie lada wyzwanie. Naprawdę niewielu ludzi potrafiło to wykonać tak, aby wydruk był równy i czytelny. Na szkolenia z obsługi drukarek od strony technicznej większe ośrodki delegowały dwóch konserwatorów.
Jeden nie był w stanie utrzymać sprawnie działającej drukarki przy pracy na trzy zmiany. Bogatsze ośrodki miały możliwość załatwienia sobie drugiej drukarki. Wszystko po to, aby zapewnić jak najmniejszą ilość przestojów w razie awarii. Sama obsługa drukarki przez operatora EMC była prosta i sprowadzała się do naciśnięcia przycisku „GOTÓW” oraz wymiany paczki z nowym papierem, kiedy zachodziła taka konieczność.
DrTusz: Czy komputer Mińsk 32 to jedyny, który miał Pan okazję obsługiwać?
Sławomir Kuć: Mińsk 32 rozpoczął trwającą wiele lat przygodę. Później przeszedłem na maszyny z rodziny RIAD. Produkowało je kilka krajów RWPG. Maszyny RIAD 20, 22 i 40 były produkowane w ZSRR. Modele R 30 oraz R 32 produkowały zakłady Elwro we Wrocławiu. Największą maszyną, z którą miałem do czynienia, był RIAD 50. Ten sprzęt produkowano w Lipsku na terenie dawnego NRD. O ile sobie przypominam, to na Uralu produkowano jeszcze R-60. Niestety nie miałem okazji widzieć tego modelu na własne oczy.
Wszystkie maszyny typu RIAD wzorowano na maszynach IBM 360. W owym czasie Amerykanie uznawali ją za przestarzałą konstrukcję. Mimo „starości”, podlegała embargo dla państw socjalistycznych. Podobno w latach sześćdziesiątych w Bułgarii udało się zakupić jeden egzemplarz, który posłużył za wzór do rozpracowania sytemu pracy maszyny. Dzięki temu umiejscowiono tam produkcję pamięci dyskowych.
DrTusz: Dziś z obsługą komputerów radzą sobie nawet dzieci. Ówczesne konstrukcje były trudne w obsłudze?
Sławomir Kuć: Bardzo. Do wprowadzania danych czy nawet całych nowych programów służyły czytniki kart perforowanych, 80 kolumnowych. Na jednej karcie mieściło się 80 bajtów. Karty przygotowywaliśmy na oddzielnych maszynkach zwanych EPD (Elektroniczne Przygotowanie Danych). Były to maszyny do pisania połączone z perforatorem kart. W późniejszym okresie pojawiły się EPD na taśmach magnetycznych. Ponieważ wartości pamięci operacyjnej wahały się od 128 do 512 kB, wszelkie obliczenia w trakcie programu były zapisywane na dyskach, jako nośnikach pamięci.
Przy okazji dodam coś o dyskach. Były to jednostki produkcji bułgarskiej z oznaczeniem EC 5052, przystosowane do pracy z dyskami wymiennymi o pojemności 7,5 MB. Takich jednostek pamięci było przynajmniej 5 sztuk. Dziś nawet najprostsze drukarki mają większą pamięć wewnętrzną. Całością zarządzała szafa sterująca z oznaczeniem EC 5552. Pod koniec lat siedemdziesiątych bułgarscy inżynierowie opracowali dyski stałe o pojemności 28 MB. Były to potężne szafy wielkości dzisiejszych pralek automatycznych.
Dziś mam obok siebie dysk dodatkowy o pojemności 1 TB. Ma on wielkości dwóch paczek papierosów. Na tym przykładzie widać, jaki postęp dokonał się w tej dziedzinie w ciągu ostatnich 40 lat. Moc obliczeniowa dzisiejszego smartfonu z czterordzeniowym procesorem jest około milion razy większa od ówczesnych maszyn!
DrTusz: Komputerów nie sprzedawano wówczas w sklepach. Ich rozmiary także komplikowały sprawę. Jak można było wejść w posiadanie komputera?
Sławomir Kuć: W tamtych czasach zwykły śmiertelnik nie miał takiej możliwości. W pierwszej kolejności zgodę na zakup musiało wyrazić Ministerstwo lub Zjednoczenie. Po otrzymaniu promesy mogliśmy zająć się przygotowaniem pomieszczenia. Opierając się na przykładzie R-20 lub 22 opiszę, jak to przebiegało.
Sala potrzebna do instalacji EMC musiała mieć powierzchnię nie mniejszą niż 80 m2. Ponadto musiała posiadać podwójną podłogę i podwójny sufit. Ponieważ pobór mocy wynosił około 80 kW, należało zaprojektować klimatyzację o odpowiedniej wydajności. Po otrzymaniu informacji na temat przyznanej maszyny i jej parametrów, mogliśmy myśleć nad ustawieniem poszczególnych modułów tak, aby po otwarciu drzwi w sąsiednich szafach zmieścił się pomiędzy nimi wózek z oscyloskopem. To także była sztuka i wymagała doświadczenia przy eksploatacji maszyn. Uczestniczyłem w budowie 5 ośrodków obliczeniowych i nikt nie zgłaszał później zastrzeżeń co do rozmieszczenia poszczególnych modułów.
DrTusz: Czym się zajmowały ośrodki obliczeniowe?
Sławomir Kuć: W początkowym okresie placówki prowadziły przeważnie gospodarkę magazynową dla firmy będącej właścicielem komputera. Ponadto świadczyły odpłatnie usługi dla podmiotów zewnętrznych. Koszt godziny pracy EMC szacowana na 5 000 zł co stanowiło równowartość 2 średnich płac krajowych.
DrTusz: We własnej firmie również stosował Pan komputery. Nie był Pan postrzegany jako zwariowany innowator?
Sławomir Kuć: Od 1980 roku prowadziłem z bratem warsztat samochodowy. W 1981 r. w sieci Pewex zaczęto sprzedawać mikrokomputery ZX 80. Kosztował dość dużo, bo ich ceny osiągały 800 $. Dla porównania w tym czasie mały Fiat kosztował 1600$.
Kupiliśmy to cudo, znajomy napisał program w Basicu według naszych wskazówek i zaczęliśmy go używać do prowadzenia historii napraw samochodów klientów.
Pamięć zewnętrzna znajdowała się na kasetach magnetofonowych, a urządzeniem zapisującym był radiomagnetofon GRUNDIG produkcji Kasprzaka. Używaliśmy tego sprzętu przez kilka lat. Klienci, którzy obserwowali nasz sprzęt nie mogli wyjść z podziwu, że w warsztacie samochodowym używamy komputera! Na podstawie zebranych doświadczeń, moja żona napisała pracę dyplomową na SGH pt.”Wykorzystanie komputerów w zakładach rzemieślniczych”.
W 1985 r. kupiłem synowi Commodore 64. Na cały zestaw z pamięcią taśmową oraz dyskową trzeba było wówczas wydać 2500 $. Jako monitora używaliśmy telewizora z przystawką do systemu PAL. Po pewnym czasie udało mi się dokupić do tego zestawu drukarkę igłową. Cały ten zestaw mam do dzisiaj.
W ramach prób i błędów udało mi się napisać w BASICu kilka programów do osobistego użytku. Razem z synem zebraliśmy ponad 100 gier na Commodora. Były to takie kultowe tytuły, jak np.: Boulder Dash, Ghost Busters czy Spy vs Spy.
DrTusz: Kiedy obserwuje Pan dzisiejszy rozwój technologiczny, jakie refleksje Panu towarzyszą?
Sławomir Kuć: Przez te prawie 50 lat pracy z komputerami na co dzień, stwierdzam że postęp w tym czasie, w tej branży był nieporównywalny z jakąkolwiek inną dziedziną. Zbliżona skala postępu, między innymi dzięki elektronice, nastąpiła w medycynie. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość!